Syndrom Apollo a praca zespołowa
Przygotowywałem się do realizacji warsztatów dotyczących efektu synergii w pracy zespołowej.
Zdawałem sobie sprawę na czym polega synergia. Często obserwowałem ją w praktyce. Chętnie podjąłem się wyzwania i rozpocząłem przygotowania. Oto moje najbardziej intrygujące spostrzeżenia.
Orkiestra, sport i przesuwanie szafy
Do wyobraźni najbardziej trafiają przykłady.
Zatem…
Orkiestra symfoniczna korzysta z efektu synergii. Poszczególni muzycy zwykle posiadają przeciętne umiejętności rzemieślnika a nie wirtuoza. Mimo to ich gra oceniana jest przez znawców powyżej przeciętnej.
Dobrze zgrana orkiestra wznosi się na wyżyny swojej sztuki. Daje melomanom dużo więcej, niż każdy z muzyków byłby w stanie dać z osobna.
Nie musisz być specjalistą, aby dostrzec zaskakujące rezultaty osiągane przez zespoły sportowe. Bywają takie drużyny, które składają się z przeciętnych graczy, nie wyróżniających się ani techniką gry, ani szybkością, ani wytrzymałością.
O dziwo, w określonych warunkach, pokonują one drużyny stojące wyżej w rankingu. Puchar zwycięstwa nie trafia do potencjalnych liderów tylko do lepszego zespołu.
Sięgnijmy po przykład z własnego podwórka.
Z pewnością zauważyliście, jak ciężko jest przesunąć w pojedynkę mebel. Ciężką szafę, z wyjątkowym wysiłkiem, da się samodzielnie przesuwać na raty po kilka, kilkanaście centymetrów naraz. Gdy poprosimy drugą osobę o pomoc, całą trasę udaje się pokonać za jednym zamachem.
Jak to jest możliwe?
Gdy 2+2 daje więcej niż 4
Efekt synergii jest wówczas, gdy suma wysiłków pewnej liczby osób jest większa, niż suma wysiłku każdego z nich z osobna. To tak, jakby 2+2 dawało więcej niż 4, na przykład 8,12 albo 666.
Wszystko jest możliwe.
Synergia w przedsiębiorstwie
Niezwykłe efekty synergii obserwowałem podczas realizacji warsztatów dla menedżerów jednej z największych sieci handlowych w Polsce.
Populacja uczestników wyniosła w sumie ponad 500 osób. Spotykaliśmy się w kilkudziesięciu grupach szkoleniowych na przestrzeni pięciu kolejnych lat.
Podczas tych warsztatów angażowałem uczestników do kreatywnego podejmowania wyzwań i rozwiązywania najbardziej palących problemów.
Grupy spotykały się w różnych lokalizacjach i terminach, różniły się składem osobowym i poziomem doświadczenia uczestników.
Dwie rzeczy były jednak niezmienne:
- Każdy zespół był kierowany przez swojego koordynatora za pomocą określonych algorytmów postępowania,
- Każdy zespół pracował według zdefiniowanych ustalonych wewnętrznie zasad współpracy i komunikacji.
Podejmowaliśmy się takich działań jak:
- Planowanie projektów zwiększania efektywności działów i komórek organizacyjnych,
- Poprawianie współpracy pomiędzy działami w ramach jednej lokalizacji,
- Planowania akcji handlowych prowadzonych celem poprawy wyniku finansowego,
- Ograniczania strat z powodów jakościowych błędów pracowników i niezachowania terminów przydatności towarów do spożycia,
- Zwiększenia poziomu bezpieczeństwa lub poprawienia ergonomii pracy pracowników i wielu, wielu innych.
Słabszy nie oznacza gorszy
Po pierwsze:
Twarde rezultaty, które otrzymywaliśmy w wyniku pracy zespołowej były w istotny sposób lepsze od efektów działań podejmowanych indywidualnie przez menedżerów, a liczba generowanych rozwiązań było średnio od 3 do 4 razy wyższa niż w próbach podejmowanych wcześniej.
Po drugie:
Skuteczność poszczególnych zespołów okazała się niezależna od ich składu osobowego. Grupy złożone z menedżerów wyższego szczebla nie były skuteczniejsze w rozwiązywaniu problemów lub kreowaniu nowych rozwiązań od grup mających w składzie ich podwładnych, a nawet podwładnych ich podwładnych.
Dla organizacji oznaczało to, że do prowadzenia projektów rozwojowych może, a nawet powinna angażować nie tylko ekspertów, a osoby z założenia o słabszych jednostkowo kompetencjach.
Za pomocą odpowiednich narzędzi pracy zespołowej i uzyskanego efektu synergii mogą zdziałać tyle samo, albo i więcej niż najlepsi zatrudnieni do tego samego fachowcy.
Lepszy skład to lepszy zespół?
W 1981 roku Meredith Belbin opisał po raz pierwszy efekt synergii o ujemnym wektorze. Przeanalizował wyniki pracy dwóch zespołów projektowych.
W skład pierwszego weszli najlepsi z najlepszych. Organizacja oceniła swoich menedżerów i wybrała tych o najwyższych indywidualnych wynikach i kompetencjach. Zespół z nich stworzony został nazwany Apollo – od imienia najpiękniejszego boga starożytnych Greków i Rzymian.
Drugi zespół stanowiła grupa menedżerów o przeciętnych wynikach uzyskanych na testach.
W badaniach lepiej spisał się zespół “przeciętnych”, który poradził sobie z realizacją swojego projektu.
Apollo nie osiągnął żadnych wyników.
Zbyt zajęty sobą, nie potrafił dojść do konstruktywnych wniosków i ostatecznie nie podejmował wiążących decyzji. Ostatecznie nie brał odpowiedzialności za brak wyników obarczając innych winą za swoje niepowodzenie.
Z racjonalnego punktu widzenia zespół Apollo nie osiągnął efektu “zero”. Osiągnął wynik ujemny. Zużył czas, zaangażowanie ludzi, wykorzystał budżet i zasoby jakimi dysponował nie dając nic w zamian.
Uważajmy zatem na syndrom Apollo.
Może pojawić się w każdym zespole. Może zepsuć każdy projekt i osłabić każdy proces.
Życzę nam wszystkim dobrej współpracy w odpornych zespołach o pozytywnym wektorze.